Zdrowie jest najważniejsze

O bezpieczeństwie i istocie medycyny estetycznej i przeciwstarzeniowej oraz porządkowaniu rynku rozmawiamy z dr n. med. Ewą Kaniowską, Prezes Stowarzyszenia Lekarzy Dermatologów Estetycznych

Coraz głośniej mówi się, że korzenie zabiegów przeciwstarzeniowych tkwią nie w skórze, ale w kondycji całego organizmu.
Bo z każdym rokiem więcej wiemy o znaczeniu funkcjonowania układu chłonnego jelit, o potrzebie wyciszania stanów zapalnych, o roli witaminy D3 i innych makro- i mikroelementów. A także o dążeniu organizmu do homeostazy, czyli równowagi. Wszystko to warunkuje efektywność i trwałość zabiegów estetycznych. I wpływa na ich bezpieczeństwo.
Moje podejście do problemów estetycznych i starzenia się, jako dermatologa, czyli „lekarza od skóry”, bardzo się w ostatnich latach zmieniło. Jeśli chcemy naprawdę pomagać naszym pacjentom musimy uczyć ich jak żyć, jak dbać o cały organizm. Bo manifestacją jego stanu jest to, co dzieje się na skórze.

A więc lekarz zajmujący się estetyką medyczną, powinien być swoistym przewodnikiem życiowym?
Oczywiście. I dlatego tak ważne jest, by był to lekarz. Który dogłębnie rozumie funkcjonowanie organizmu, wzajemne powiązania różnych narządów, potrafi postawić diagnozę lekarską i wdrożyć odpowiednie postępowanie, także przy udziale leków.

Jak wyglądają wasze działania dotyczące porządkowania sytuacji na rynku estetycznym? Co udało się dotąd osiągnąć?
W 2020 roku skonsolidowaliśmy działania środowiska medycznego. Powstała koalicja stowarzyszeń lekarskich, która podjęła współpracę z Senatem, Ministerstwem Zdrowia, Naczelną Radą Lekarską. Efektem jest m.in. przyjęta przez NRL propozycja definicji medycyny estetycznej jako świadczenia zdrowotnego, a także zmiany w prawie związane z wprowadzeniem unijnych regulacji co do obrotu i stosowania wyrobów medycznych. To kolejny etap naszych wieloletnich działań na rzecz ochrony i bezpieczeństwa pacjentów.

Z drugiej strony środowiska kosmetologiczne wskazują, że lekarze powinni zajmować się leczeniem, a nie upiększaniem. Zarzucają wam, że dążycie do monopolizacji rynku dla pieniędzy.
Od lat jestem wielkim admiratorem zawodu kosmetologa. To w większości wspaniali, dobrze wykształceni ludzie. Blisko trzydzieści lat temu brałam udział w tworzeniu pierwszych studiów kosmetologicznych, szkoleniach z podstaw fizjologii i nowych procedur, które wtedy nieśmiało trafiały do Polski.
Ale przez te trzydzieści lat świat się zmienił! Proszę spojrzeć co się dzieje na rynku estetyki – praktycznie co miesiąc dostajemy do ręki nowe technologie i preparaty, uczymy się nowych procedur zabiegowych. Zakres zabiegów estetycznych w roku 1990 i dzisiaj to niebo a ziemia!
A za tym idzie fundamentalna zmiana w zakresie ingerowania w tkanki ludzkie. Daje nam to spektakularne możliwości regeneracyjne i odmładzające wygląd, ale rodzi też ogromne zagrożenie działań ubocznych i powikłań.

Jak więc wyznaczyć granicę odpowiedzialności?
Przez lata mówiło się o przekraczaniu bariery naskórkowej, jako granicy zabiegów kosmetycznych. Ale przecież mamy piercing, tatuaże, teraz makijaż permanentny, które trudno zaliczyć do zabiegów medycznych. Dla mnie taką rozsądkową granicą jest więc dzisiaj możliwość wywołania krwawienia w tkankach podskórnych.
Jeśli możesz spowodować krwawienie, doprowadzić do zatkania naczynia, uszkodzić nerw, spowodować groźbę ślepoty, czy nawet wylewu, a nie masz możliwości natychmiastowego leczenia skutków takiego powikłania, nie bierz się za to!

A w przypadku urządzeń oddziałujących na tkanki wysoką energią?
Dzisiaj każdy producent urządzenia musi określić jakie jest jego przeznaczenie i kto może je obsługiwać. Jeśli ingerencja lasera, ultradźwięków, fal radiowych wiąże się z niszczeniem czy przebudową tkanek, musi być wykonywana na zlecenie i pod kontrolą lekarza. Bo to lekarz bierze odpowiedzialność za przebieg i skutki zabiegu.

Ale to dystrybutorzy i sami lekarze szkolą osoby niemedyczne w tym zakresie!
To podstawa problemu. Pewien popularny lekarz od lat mówi kosmetyczkom: możecie robić wszystko, bo nie ma zakazu! Wstrzykiwać czasowe implanty? Podawać zdobytą na czarnym rynku toksynę botulinową? Pobierać krew i robić z niej osocze? Proszę bardzo! A jak coś się stanie, to odeślecie klientkę do lekarza, żeby ja ratował.
Kwestia szkoleń i sprzedaży wymknęła się spod jakiejkolwiek kontroli. Jakiś czas temu występowałam jako biegły sądowy w sprawie paskudnych poparzeń do jakich doszło podczas epilacji. Ktoś miał pieniądze i założył salon, nakupował urządzeń, zatrudnił dziewczyny, często nawet bez wykształcenia kosmetycznego. Dystrybutor zrobił szkolenie i hura - jedziemy! Sto razy się udało, a za sto pierwszym pacjentka zareagowała tak, że będzie oszpecona do końca życia. Pierwsze pytanie sądu było: kto kwalifikował do zabiegu i kto pracował na tym urządzeniu?

Kto płaci w takim przypadku za leczenie?
No właśnie! Salony kosmetyczne często nie mają ubezpieczenia we właściwym zakresie, zresztą firmy ubezpieczeniowe w niejasnych sytuacjach unikają odpowiedzialności. Rzecznik Praw Pacjentów umywa ręce, bo sprawa dotyczy klientki kosmetyczki, a nie pacjentki lekarza. Pozostaje długa droga sądowa.
A leczenie jest zazwyczaj długotrwałe, wiąże się z cierpieniem nie tylko fizycznym, ale i psychicznym. Wiele zgłaszających się do nas pacjentek z powikłaniami ląduje na psychotropach.
Oczywiście, w sytuacjach skrajnych, zagrażających zdrowiu, można zgłosić się do lekarza POZ i szukać pomocy. Ale wie pan, jak to u nas z tym jest… Dlatego zawsze mówię: jeśli kusi cię tańszy zabieg, wykonany nieznanym preparatem, zastanów się dwa razy, czy masz pieniądze i jesteś gotowa na wielomiesięczne leczenie powikłań.

No dobrze, ale lekarze też nie są tu kryształowi – słyszymy o „botoks party”, promocjach i zniżkach, nielegalnym odsprzedawaniu preparatów na recepty.
To duże środowisko, ludzie są różni. Ktoś kupił drogie urządzenie, musi płacić raty, więc namawia pacjentów na konkretny zabieg, nawet gdy wskazania są wątpliwe. Ktoś inny dostał od dystrybutora duży rabat, więc kupił jeden preparat i wstrzykuje go jako rozwiązanie wszystkich problemów. Ale medycyna estetyczna z każdym rokiem bardziej się profesjonalizuje. Coraz więcej lekarzy traktuje ją jako swoją podstawowa pracę. Doskonalimy swoje umiejętności. Powstają konsensusy dotyczące konkretnych procedur zabiegowych i leczenia powikłań. Właśnie! Leczenia powikłań! Jak leczeniem może się zajmować ktoś, kto nie jest lekarzem?
Źródło: UiM 2/21


dr n med Ewa KaniowskaDr n. med. Ewa Kaniowska,
dermatolog, członek-założyciel, a obecnie Prezes Stowarzyszenia Lekarzy Dermatologów Estetycznych, właścicielka kliniki Derma Puls we Wrocławiu.

Najnowsze informacje

O zagrożeniach związanych z rozwojem rynku usług urodowych i akcji „Nie płać zdrowiem za urodę” z Jarosławem Pinkasem, G...

Gwałtowny wzrost liczby gabinetów medycyny estetycznej i salonów kosmetycznych zwiększa ryzyko natrafienia na usługi nie...

Rośnie zainteresowanie Polaków zabiegami medycyny estetycznej z użyciem kwasu hialuronowego oraz botoksu. Obecnie korzys...

Okolica oka ma szczególne znaczenie dla wyglądu twarzy. Powieki górne postrzega się na tle brwi, czoła i skroni, a powie...

Rozmowa z dr Iwoną Radziejewską-Chomą, właścicielką Saska Clinic w Warszawie.

Kim jesteśmy?

Program Bezpieczna Klinika jest ogólnopolską kampanią społeczną na rzecz bezpieczeństwa zabiegów z zakresu medycyny estetycznej. Świadome korzystanie z dobrodziejstw medycyny estetycznej i bezpieczeństwo zabiegów to wyzwanie dla wszystkich – zarówno pacjentów, jak i lekarzy.
Misją Programu jest promowanie wiedzy na temat możliwości, przebiegu i skutków zabiegów medycyny estetycznej oraz placówek świadczących takie zabiegi na najwyższym dostępnym poziomie.

Newsletter